Zając i żółw urządzili zawody. Chcieli sprawdzić, który z nich pierwszy dobiegnie do końca łąki. Stanęli na starcie. Padł sygnał do rozpoczęcia wyścigu. Zając pognał … co koń wyskoczy. Żółw — wolniej, swoim ślimaczym tempem. Na mecie to jednak ten drugi był pierwszy. Po drodze wydarzyło się coś, co zmieniło jego gadzią słabość w siłę.
Dwa czynniki sukcesu
Bajka o żółwiu i zającu — jak każda bajka — zawiera morał. To nie prędkość, ale wytrwałe dążenie do celu gwarantuje sukces. Zając, co prawda cel miał, ale po krótkim zrywie odpuścił. Założył, że da radę, bo ma czas i możliwości. Żółw podszedł do zadania inaczej: wolniej, z rozmysłem, a przede wszystkim w taki sposób, który pozwolił na trzymanie się planu przez cały wyścig.
Przepis na sukces — zgodnie z tym morałem — jest więc taki:
- prosty i jednoznacznie określony cel (koniec łąki) oraz
- wytrwałe i konsekwentne (żółwie) tempo.
To teraz przełóżmy bajkę na życie, bo czy zając nie miał szans na wygraną?
Cele
Do działania motywują nas przede wszystkim cele. To one pozwalają zmieniać siebie lub swoje otoczenie. Są punktem, po przekroczeniu, którego będziemy wiedzieli, że nastąpiło to wyczekiwane. Dla zająca i żółwia punktem docelowym był koniec łąki: konkretne miejsce w przestrzeni. Określili też czas: ten, który dotrze tam pierwszy. Wartością, którą wyznawali i która ich motywowała do działania, była chęć udowodnienia swojej racji:
- zrobię to szybciej i
- nie jestem gorszy.
Najbardziej znaną metodą, pomagającą wyznaczać cele, jest metoda SMART. Zgodnie z nią cel działania ma być:
- konkretny,
- mierzalny,
- atrakcyjny,
- realny,
- określniki w czasie.
Nie będę teraz w dokładnie analizował poszczególnych założeń tej metody, więc jeżeli chcesz poczytać więcej, to zobacz tutaj.
Taki właśnie powinien być nasz koniec łąki. Nawet gdy nie jesteśmy skupieni w rozwoju osobistym na osiąganiu wyników, to jednak cel powinniśmy mieć. Bez odniesienia się do konkretów nawigowanie traci swój sens. Nie rozwiniemy się w jakimkolwiek kierunku lub odnosząc się tylko do przeszłości, na przykład zakładając, że wystarczy stwierdzić, że jestem lepszy niż byłem kiedyś.
Ja traktuję SMARTa jako narzędzie do pomiaru. Dzięki temu nie mam wątpliwości w rodzaju: jak zmierzyć to, że jestem lepszym ojcem? SMART jest linijką, ale nie kompasem (i nie jest też suwmiarką; wystarczy, że mierzymy i nie potrzebujemy do tego aptekarskiej dokładności). Do ustalania sposobu realizacji wartości służy misja. To w niej określamy, w jaki sposób chcemy zrealizować powołanie.
Odpowiedzi na pytanie: jak być lepszym ojcem? możemy jednak udzielić jedynie poprzez konkretne działania.
Przykładowo: Rozwijam się w tej roli dlatego, że:
- spędzam więcej czasu z dziećmi,
- mniej krzyczę,
- częściej mówię im, że je kocham,
- zrobiłem z nimi wieżę z klocków itd.
Jesteśmy w stanie mierzyć i ważyć konkretne działania, ale nie wartości. Te drugie są zbyt mglistym pojęciami, żebyśmy mogli je zamknąć w pudełku i położyć na wadze albo przyłożyć do nich linijkę. We mgle najlepiej działa kompas. Dla nas będzie nim właśnie wcześniej zdefiniowana misja osobista.
Nawyki
Wyznaczony cel trzeba zrealizować. Zdecydowaną większość dnia działamy na autopilocie, to znaczy wykonujemy czynności, które są naszymi nawykami. Je więc najskuteczniej będzie zatrudnić do realizacji planów długoterminowych. Cały czas mamy też do dyspozycji jednorazowe zobowiązania lub krótkie przedsięwzięcia, ale nawyki pomagają nam wywołać stałe zmiany.
Misję zdefiniowaną w taki sposób: chcę być ojcem zaangażowanym w życie moich dzieci, możemy wypełnić poprzez:
- weekendowe wyjazdy do wesołego miasteczka lub
- wyrobienie nawyku codziennej krótkiej rozmowy z nimi lub
- wspólnego wykonywania obowiązku domowego (W tym miejscu poczytasz o różnicy pomiędzy aktywnym i pasywnym sposobem spędzania czasu z dziećmi i jego znaczeniu w wychowaniu.)
Wyjazd do wesołego miasteczka jest działaniem przynoszącym szybkie efekty i stosunkowo prostym do zorganizowania (pod warunkiem, że nie mamy do przejechania 600 km). Z nawykami jest trudniej.
Wdrażamy je przez długi czas, jednak raz uruchomione, zostają z nami już na zawsze. (Więcej o znaczeniu nawyków w misji znajdziesz w 5 tygodniu mojego bezpłatnego kursu „Znajdź pomysł na swoje życie i zacznij go realizować”.
Automatyzacje mieszczą się w naszej najstarszej części mózgu i działają według zasady:
wskazówka – działanie – nagroda
Dźwięk budzika może spowodować, że poczujemy zapach kawy. To jest efekt w pełni zautomatyzowanego nawyku, który wdrażaliśmy przez długi czas. A działo się to w taki sposób.
- Budzik wyrywał nas ze snu (wskazówka)…
- …zaspani dźwigaliśmy się z łóżka (działanie).
- By jakoś się rozkręcić, sięgaliśmy po filiżankę gorącej kawy, która jednocześnie rozsiewała po kuchni intensywny zapach (działanie).
- Po kilku łykach kofeina zaczynała działać, a my odczuwaliśmy pobudzenie (nagroda).
Mózg po wielu powtórzeniach zaczyna reagować automatycznie na wskazówkę. Od razu przełącza się w tryb przyjemności, który dawała mu nagroda. I tak dźwięk budzika sprawia, że czujemy zapach kawy.
Pozytywne wykorzystanie takiego mechanizmu pozwala zastąpić filiżankę kawy krótką serią ćwiczeń lub wybierać się podczas przerwy w pracy na spacer, by porozmawiać z dzieckiem. Dla mnie to jest podstawą do skutecznego zbudowania idealnego tygodnia pracy.
Nawyki a cele
Słabą stroną nawyków jest to, że zatrzymują nas na określonym etapie. Pomagają zautomatyzować czynności, ale gdy już to osiągniemy, to nie ruszymy dalej. Jeżeli wypracujemy nawyk codziennych ćwiczeń porannych przez 15 minut, to z pewnością poczujemy pozytywną zmianę i poprawę samopoczucia. Do pewnego stopnia nasza sprawność będzie się poprawiała, ale organizm przyzwyczaj się do ciągle powtarzanych, taki samych bodźców i przestaną one na niego działać. Mądrzej pisząc: organizm ponownie osiągnie stan równowagi, do której zawsze dąży.
Budzik wywołuje w nas ochotę na dobrą kawę, ale dzięki niemu nie zostaniemy baristą. 15 minut ćwiczeń każdego dnia nie zrobi z nas maratończyka. Regularna rozmowa z dzieckiem pozwoli nawiązać z nim kontakt, ale nie zrobi z nas ojca.
Nawyk jest niezbędny do tego, by zostać mistrzem w jakiejś dziedzinie, ale nie jest warunkiem wystarczającym. Zatrzymuje nas na poziomie — powiedzmy — czeladnika.
W tym właśnie miejscu z pomocą przychodzą nam cele długoterminowe. To one dają wskazówkę, że powinniśmy wykonać zmianę i poszukać kolejnego nawyku lub podjąć inne działanie. Wytrącić organizm ponownie ze stanu równowagi i zmusić go do rozwoju.
Czy zawsze potrzebne nam są cele długoterminowe i wyzwania, które zapewniają mistrzostwo?
Uważam, że nie. Zawsze możemy zatrzymać się gdzieś pośrodku. Nie jesteśmy w stanie działać na wysokich obrotach w każdy obszarze życia. Wystarczy, że będziemy najlepsi w tym, co jest naszym powołanim i do czego możemy wykorzystać talenty. W pozostałych obszarach powinniśmy być wystarczająco dobrzy i do tego świetnie sprawdzą się właśnie nawyki. Dzięki nim odzyskamy czas i zasoby, by skupić się na tym, co najważniejsze).
P.S. Zawsze będę Cię namawiał do tego, byś sięgnął po czarny pas w ojcostwie, ale zdaję sobie sprawę, że nie jest to niezbędne. Naszym dzieciom potrzebni są ojcowie, którzy są wystarczająco dobrzy, resztę zdobędą sobie same, jeżeli tylko będą chciały.
Realizacja misji i planów na życie to monotonna i długoterminowa praca? Nie zawsze. Ten maraton odkrywa przed nami swój wyjątkowy sekret, który nie jest dostępny dla żyjących z dnia na dzień. Daje on nam supermoc. O tym, w kolejnym artykule.
Jeden komentarz do “Jak dotrzeć do mety? Kluczowa różnica między celami a nawykami”